Zmieniła małą czarną na zasłaniającą kolana czarną spódnicę i jaskrawoniebieską atłasową górę. Ale nie zmieniła pantofli na wysokim obcasie, takich z paskiem na pięcie. Była dumna ze swoich łydek i uważała, że nie zaszkodzi się nimi pochwalić. Bóg świadkiem, że w innych miejscach przybrała parę kilogramów, nie mówiąc już o tym, co grawitacja zrobiła z jej pupą. Starzała się całkiem ładnie, ale przed pierwszą randką od ponad dwóch lat czuła rozgoryczenie na myśl o tym, jak czas z nią postąpił. Klipsy. Które wziąć? Prędzej, Bethie, już prawie czas! Chwyciła pierwszą parę złotych, jaka się nawinęła, wmówiła sobie, że są idealne i skierowa¬ ła się do drzwi. Nie oczekiwała, że pójdzie na kolację z panem Shandlingiem. Poprzed¬ niego dnia wieczorem zaczęło się od kawy. Był poruszony tym, że ją zdener¬ wował, a ona była za bardzo zmieszana, żeby odmówić. Zabrał ją do jednej z kafejek na South Street, zafundował cappuccino i opowiadał takie historie, że wreszcie łzy na jej policzkach wyschły i zaczęła się uśmiechać. 46 Przestała tak często spoglądać na jego bok. Zaczęła słuchać jego słów. Opowieści o podróżach do Irlandii i Austrii, o nurkowaniu na rafie koralowej w Australii, okazyjnym kupnie drogocennych kamieni w Hongkongu. Miał ciepły niski głos, idealny do snucia opowieści. Kiedy już nie była pewna, http://www.dentystawroclaw.net.pl dopasowane, jakby zrobiła to dobrze wychowana żona dla męża praco¬ holika, kiedy jeszcze byli małżeństwem... Wyszarpnęła pierwszą szufladę. Pióra, ołówki, futerał na czeki Louisa Vuittona. Otworzyła niższą szufladę, potem kolejną. Na koniec wysunęła ostatnią. Znajdowały się w niej prawie nienaruszone trzy paczki papieru. Człowiek, który mało pisał, na pewno by je tu umieścił. Myliła się, jeśli chodzi o kwiaty i jedwabne wstążki. Kremowy papier sprzedawano w pięknym pudełku z drzewa sandałowego przewiązanym skórzanym paskiem. Papeterie Gepetto, import z Włoch. W opakowaniu znajdowało się dziewiętnaście arkuszy. - Och, Quincy - szepnęła Glenda, trzymając pudełko w dłoni. - Och, Quincy, jak mogłeś? 191
Przed piątą podjął już decyzję. Popełnił błąd, osobistą pomyłkę. Miał nadzieję, że żona nigdy nie będzie musiała się dowiedzieć, jak bardzo ją zranił. A teraz chciał powrotu dawnego życia. Dojeżdżali do domu. Pierwszym niepokojącym sygnałem był nieznaczny ruch, który Steven zauważył kątem oka. Po chwili tylna szyba eksplodowała gradem szkła. Sprawdź życiu ich córki już ostatnie. Cha, cha, cha! Głowę miał nabitą myślami. Czuł się wykończony i jednocześnie podniecony, jakby jechał na miejsce zbrodni, i to jeszcze bardziej wyprowadzało go z równowagi. Kilka pielęgniarek powitało go skinięciem głowy. Rozpoznawał ich twarze, ale nie pamiętał imion. Wreszcie dotarł do drzwi. Znowu ten cholerny zapach. I ta wszechobecna biel. A jego wychowano w przeświadczeniu, że śmierć kojarzy się z czernią. Przybrał swoją zawodową maskę. Tylko w ten sposób potrafił zmusić się, żeby wejść do tej sali. Energicznie otworzył drzwi. Beth, zwinięta w kłębek, spała w fotelu obok łóżka. Jej ciemne włosy w ciągu ostatnich kilku lat miejscami pobielały, ale nadal miękkimi falami spływały na ramiona. W beżowych spodniach i cienkiej jedwabnej bluzce wyglądała zbyt ładnie, żeby spędzać całe dnie w szpitalnej sali. Quincy natychmiast poczuł wyrzuty sumienia, jak zwykle, kiedy chodziło o