Willow wytrzymała jego pytające spojrzenie.

głowę na karku. Nie widziała Marka przez cały dzień i starała się nie myśleć o tym, Ŝe on jej unika. Nawet nie zadzwonił. LeŜąc w łóŜku tej nocy Alli usłyszała kroki Marka idącego do pokoju Eriki. Na dźwięk zamykanych drzwi wstała z łóŜka i narzuciła na siebie szlafrok. Zeszła do holu i zapukała jak najciszej do jego drzwi. Czas mijał i nic się nie działo. Zapukała znowu, wiedząc, Ŝe on tam jest. Kiedy nie zareagował i po drugim pukaniu, otworzyła drzwi i zawołała: - Mark! Usłyszała odgłos prysznica i postanowiła czekać. Wyszedł z łazienki i w tym samym momencie ona weszła do jego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Starała się nie zauwaŜać rozpiętych dŜinsów. - Co ty tu robisz, Alli? - warknął. Skrzywiła się. Po raz pierwszy w Ŝyciu uŜył wobec niej takiego tonu. - Muszę z tobą pogadać. Dwa razy stukałam, ale bez reakcji, pomyślałam więc, Ŝe zaczekam, aŜ skończysz brać prysznic. Oparł się o drzwi łazienki. - Dotyczy to Eriki? - zapytał. - Nie. - To poczekaj z tym do jutra. Jestem juŜ zmęczony i... http://www.dentysta-krakow.info.pl Zastanawiała się, jak długo Mark będzie stosował wobec niej tak prymitywne zagrania. Zmieniła pozycję, bo nagle zrobiło jej się gorąco. Nawiew powietrza z wentylatora nie sprawiał ulgi. Obserwowała go i myślała o tym, co zaszło między nimi. Uśmiechnęła się kącikiem ust na wspomnienie pikniku, jaki odbył się przed paroma dniami. Pani Sanders powiedziała, Ŝeby sobie wyszli na powietrze, a ona z Eriką na ręku zabrała się do szykowania dla nich lunchu. Mark stanął na brzegu duŜego jeziora, rozesłał koc pod dębem i oboje usiedli. Alli jadła kanapki i słuchała jego opowieści z czasów, gdy słuŜył w marynarce i jak bardzo on z bratem polubili piechotę morską. Opowiadał nawet o swojej matce, jaką wspaniałą jest kobietą. Alli zauwaŜyła, Ŝe unikał rozmowy o ojcu i jego zmarłej Ŝonie. Najbardziej jednak zachowała w pamięci, jak kochali się pod rozłoŜystymi gałęziami dębu.

- Dziękuję, pani Marlow. Pani zioła z pewnością okażą się pomocne. - Uśmiechnęła się, trochę już zmęczona. - A może poproszę jedną z dziewcząt, by przyniosła pani kolację do pokoju? - Nie jest ze mną aż tak źle, pani Marlow. - Clemency pokręciła głową. - To powinno zaraz minąć. - Panienka nie chce pójść w ślady panny Lane - wtrąciła Molly. Rzekła to ze współczuciem, jako że nieraz biegała do poprzedniej guwernantki z naparami i wodą lawendową. - Nie wymądrzaj się - skarciła ją pani Marlow. Molly tylko się uśmiechnęła, a Clemency zrobiła to samo. Sposób bycia i szczerość Molly czasami przypominały jej Sally. Sprawdź programu. - Coś się stało? - spytała niby od niechcenia. - Dlaczego pani uważa, że coś się stało? - Rzadko pana widuję, więc ciężko mi jest oprzeć się wrażeniu, że skoro przyszedł pan ze mną porozmawiać, musiało się coś stać. - Nie ma żadnego problemu. To jest, oczywiście, o ile pani nie zechce go stworzyć. - Słucham? - Czy moglibyśmy stąd wyjść? - Był nieugięty. - Strasznie tu duszno. Kiwnęła głową i posłusznie przeszła przez drzwi, które dla niej przytrzymał. Mijając go, poczuła mocny zapach jego wody