- Oraz jej pieniądze - dodała cierpko dziewczyna.

Hartmana. Chwilami Mark budził się w nocy i spoglądał na skuloną obok dziewczynę. Gdy kochali się po raz pierwszy, wziął ją potem na ręce i zaniósł do łazienki, gdzie oboje stanęli pod prysznicem. W duŜej wannie jacuzzi mył ją, ciesząc się, Ŝe są razem w tak intymnej chwili. Potem owinął ją ręcznikiem kąpielowym i zaprowadził do swojego pokoju, gdzie wytarł ją i ubrał w koszulę nocną. Widząc, Ŝe ona kieruje się ku drzwiom, chwycił ją za przegub dłoni. Pocałował ją, jak gdyby podkreślając tym pocałunkiem jej nietakt. Znów wziął ją na ręce i zaniósł do łóŜka. PołoŜył się obok i otulił ją przed snem. Nazajutrz rano pomyślał, Ŝe nigdy dotąd nie spało mu się tak dobrze. Nie zapomni wyrazu twarzy Alli przeŜywającej orgazm. Złamali zasadę poprawności zawodowej, jaką zamierzali stosować. Ale Mark wcale się tym nie przejmował. Prawdę mówiąc, czekał, aŜ ona się obudzi, by mogli ponownie złamać tę zasadę. Uśmiechnął się do siebie, bo nie pamiętał, by kiedykolwiek pragnął tak kobiety. Zamknął oczy i uszczypnął się w policzek, nie chcąc nawet myśleć, do czego mogłoby to doprowadzić i do czego nie mogło. Jak to będzie w biurze, jak będą wyglądać spędzane razem godziny, gdy nie będzie mógł jej dotknąć, nie mówiąc o innych rzeczach. Jak on, do diabła, pokona tę nieprzepartą chęć zbliŜenia się do niej? Co innego wyobraźnia, a prawda jest taka, Ŝe dane mu było otrzymać http://www.ciosmy.pl/media/ - Dlaczego? - zapytała. Wzruszył ramionami. - Nie lubiła seksu. Alli objęła Marka za szyję. - Ja lubię - powiedziała - ale tylko z tobą. Widziała, jaką jej słowa zrobiły mu przyjemność. - śartujesz? - Nie Ŝartuję. Mam ci udowodnić? ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Tydzień później Alli obserwowała, jak Mark szkoli grupę pań, zapoznaje je ze sztuką samoobrony. W gardle jej zaschło, puls się rozszalał, gdy patrzyła, jak precyzyjnie i z gracją on się porusza, jak pod T-shirtem napinają mu się mięśnie. Jego kształtne, silne uda dawały świadectwo ogromnej energii. Zastanawiała się, jak długo Mark będzie stosował wobec niej tak prymitywne

- Nie - szepnęła, lecz było już za późno. Chwycił ją w ramiona i zaczął całować rozpaczliwie i namiętnie, nie zważając na swoje rany. - Te słodkie, miękkie usta - szeptał. - Jak mogłem zapomnieć? - Puścił ją, obrzucił tkliwym spojrzeniem i szepnął, gładząc lekko po policzku: - Mój piękny aniele. Pocałuj mnie raz jeszcze. Clemency posłuchała go z łomoczącym z przejęcia sercem. Niespodziewanie znalazła się w znacznie większym niebez¬pieczeństwie, niż pół godziny temu z Markiem, ale nawet nie zauważyła niestosowności tej sytuacji. Czuła jedynie wszechogarniającą radość, bo całował ją mężczyzna, którego kochała. Nagle Lysander zachwiał się i byłby upadł, gdyby Clemency go nie podtrzymała. - Lepiej wracajmy już do domu, milordzie - stwierdziła, starając się zachowywać normalnie. - Pan jest ranny. Sprawdź - Źle cię oceniłam. Byłam wściekła. Miałam żal, że nie okazałeś mi zaufania i nie powiedziałeś o wszystkim wtedy, kiedy dowiedziałeś się prawdy. - A powinienem, Glorio? - Popatrzył na nią przez ramię. - Powinienem był ci zaufać? - Tak. - A czy ty wierzyłaś we mnie, ufałaś mi? Otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, lecz Santos był szybszy. - Nie, nigdy nie wierzyłaś. W przeciwnym razie... - przerwał nagle. - No dobrze, dajmy temu spokój. - Jak mam ci udowodnić, że się mylisz? - Podeszła do niego niepewnie. - Chcę cię przekonać. Spokojnie popatrzył jej w oczy. - Nie wiem, czy to możliwe, Glorio. Może jest już za późno. Czuła bolesny ucisk w gardle, nie mogła mówić, ale przecież nie była już szesnastoletnią dziewczynką, tylko dorosłą kobietą. Wiedziała, czego pragnie. - Chciałabym znowu być z tobą, Santos. Bardzo. Czy... czy myślisz, że to możliwe? - To zależy. - Od czego?