Deszcz spływał po szybach, w które dzwonił wiatr. Była

- Zamorduje? - powtórzyła zdumiona. Nie, nie da sie zwariowac. Nie wezmie udziału w ¿adnej melodramatycznej paranoi. Rozwa¿ała wprawdzie mo¿liwosc, ¿e ktos usiłuje pozbawic ja ¿ycia, ale w koncu zawsze odrzucała ten pomysł. Uwa¿ała, ¿e strach podsuwa jej takie mysli. Teraz, kiedy usłyszała to od kogos innego, poczuła nagle, ¿e to mo¿e sie okazac realne. Jednak nie chciała w to uwierzyc. - Pomysl o tym - upierał sie Nick. - Tamtej nocy, kiedy wydarzył sie wypadek, widziałas kogos na drodze, kogos, kto próbował cie oslepic, prawda? - Có¿, mo¿e. - To mogło byc zaplanowane. - Nick ostro wszedł w zakret. - Chwileczke. Chyba za szybko wyciagasz wnioski. Skad ten ktos miałby wiedziec, ¿e bede jechac samochodem Pam dokładnie w tym miejscu i o tej godzinie? - Nie mam pojecia, ale to przecie¿ mo¿liwe. Pózniej wydawało ci sie, ¿e ktos ci grozi, pochylajac sie nad twoim łó¿kiem, a nastepnie ogarneły cie mdłosci i niewiele brakowało, ¿ebys sie udusiła. Ktos mógł zrobic ci zastrzyk albo http://www.blatygranitowe.org.pl/media/ płaczem, rozmazujac po twarzy łzy. Montgomery jeczał z bólu. Miał strzaskana kosc przedramienia. Wygladał, jakby opusciła go wszelka chec walki. - Co takiego powiedziałes? ¯e chcesz wszystkiego? ¯e wszystko ci sie nale¿y? - zadrwiła Kylie, ciagle mierzac w jego ¿ałosne, nagie ciało, choc rece jej dr¿ały. - Có¿, zdaje sie, ¿e wreszcie dostaniesz to, co sie nale¿y. I bedzie to piekło! - spojrzała w dół, na swoja przyrodnia siostre. Marla, z rozmazanym po całej twarzy tuszem do rzes, próbowała przywrócic ¿ycie swojemu me¿owi. - Alex, Alex, prosze, nie umieraj... Kylie, stojac nad nia, mocniej przytuliła do siebie Jamesa. Prawie zrobiło jej sie ¿al Marli Amhurst Cahill. Prawie.

przecie¿ spotykac sie z ludzmi, którzy byli jej przyjaciółmi. - Zgoda. Mysle, ¿e jednak sobie poradze - oznajmiła. 205 Eugenia otworzyła usta, jakby miała zamiar zaprotestowac, ale zamiast tego znowu usiadła na swoim krzesle. Czy Alex, mimo usmiechu na twarzy, nie wyglada na Sprawdź zrobiłes dla tylu innych przedsiebiorstw. - Pokreciła głowa, jakby chciała rozruszac zesztywniały kark, po czym znowu spojrzała w okno. - Ale prawda jest taka, ¿e finanse naszej firmy były tylko jednym z powodów, dla których chciałam, ¿ebys wrócił do domu. Pewnie zda¿yłes ju¿ zauwa¿yc, ¿e Alex i Marla nie sa ju¿ sobie tak bliscy jak dawniej. Od lat nie układa sie miedzy nimi... Modliłam sie, ¿eby to nowe dziecko pomogło im znowu sie do siebie zbli¿yc, ale... Och, wyraznie widac, ¿e coraz bardziej sie od siebie oddalaja. Mimo ¿e wiedziałam, i¿ ty i Marla... có¿, byliscie ze soba dawno temu, wiec pomyslałam sobie, ¿e twoja obecnosc tutaj mogłaby pomóc. 363