"Nie chcę już pić. Potrzebuję przyjaciela. Przyjedź." - choć pod tymi słowami był bardzo nieczytelny podpis, Mały

go. Okazało się, że kiedyś przepowiedziano jej, iż spotka kogoś spoza planety i ten ktoś odegra ważną rolę w jej Przeistoczeniu. A ich spotkanie nastąpiło właśnie w okresie jej Przeistoczenia... - Na czym polega to przeistoczenie? - zapytał Mały Książę. Róża znowu na chwilę popadła w zadumę. - Przeistoczenie to pewien szczególny okres w życiu każdej dziewczyny na tej planecie. To oczekiwanie, że jakiś książę odkryje ją dla siebie i nada jej swoje imię, które dodane do imienia, jakie ona już posiada, tworzy ją na nowo... Nikt nie wie, jak długo może trwać Przeistoczenie, więc czasem niektóre dziewczęta...- Stają się Smutną Dziewczyną? - domyślił się Mały Książę. - Ale większość z nich żyje w miłym napięciu oczekiwania, by ktoś zwrócił uwagę nie tylko na ich piękno, lecz odkrył je prawdziwe. A kiedy uwierzą w imię, jakie ktoś im nada - Rozkwitają... - I z pąka stają się kwiatami - dokończył Mały Książę. - Raczej z pączka stają się pełnym pąkiem. Ale to nie wszystko. Gdy dziewczyna już Rozkwitnie, rozpoczyna się najdłuższa, najpiękniejsza i chyba najtrudniejsza przygoda w jej życiu... - Mały Książę popatrzył zdumiony na Różę. Ona jednak w tej chwili udawała, że jest bardzo zajęta starannym poprawianiem ułożenia płatków. - Wracajmy już na naszą planetę - zaproponowała po chwili, nie przestając poprawiać płatków. -Tak - Mały Książe skinął głową. Pochylił się ku Róży i zamknął oczy. Ogarnął go znowu intensywny, lecz już znany zapach. Kiedy otworzył oczy, byli już u siebie. Żadne nie podejmowało rozmowy, lecz nie czuli się przez to oddaleni od siebie. Przeciwnie. http://www.beton-dekoracyjny.info.pl Piękne oczy. Niebieskie i czyste jak jezioro wśród gór. Mogłaby w nich zatonąć. Byleby tylko nie myśleć o tym, co się stało. - Nie - wyszeptała z trudem. - Nie miałam z nią kon¬taktu... - Rozumiem - odparł, lecz widać było, że nic nie ro¬zumie. - Od jakiegoś czasu nie umiałyśmy się dogadać. - Tak mi przykro. Przez chwilę stała bez ruchu, jakby czerpała siłę z jego mocnego ciała, po czym wyprostowała się i odsunęła. Puścił ją, ale... z dziwnym ociąganiem. - Jak to się stało? - spytała, starając się zapanować nad głosem. - Wypożyczyli bobslej i zjechali czarną trasą, wie pani, najtrudniejszą, przeznaczoną dla najbardziej doświadczo¬nych zawodników. Czysta głupota! Niestety, byli pijani. Znowu zrobiło się jej słabo i znów poczuła bolesny skurcz w żołądku. Lara, ty idiotko, coś ty zrobiła... Nie chciała o tym myśleć. Wolała myśleć o tym, że ksią¬żę ma przyjemny, aksamitny głos. - Byli? Ach, tak, przecież pański kuzyn... Naprawdę wyszła za pańskiego kuzyna? - Nie chce mi się wierzyć, że pani o niczym nie wie - oznajmił z nagłym gniewem. - Przecież matka musiała pani powiedzieć! - To ona wie?

Dolał sobie wina. - Stan państwa jest katastrofalny - wyznał szczerze. - Jean-Paul nieustannie bawił za granicą, jego starszy brat ro¬bił wcześniej to samo. Potrafili tylko brać pieniądze. Ko¬rupcja jest powszechna. Każdy, kto zdobędzie jakąś pozycję, stara się wyrwać dla siebie jak najwięcej. Weź na przykład Charlesa. Po co tak małemu krajowi jak mój ambasada w Australii? Po nic! Tymczasem Charles otrzymuje kolo¬salną gażę, mieszka w willi, która pomieściłaby tuzin ro¬ dzin, i popisuje się chyba najdłuższą limuzyną na konty¬nencie. Tacy ludzie są jak wampiry wysysające z Broitenburga życiodajną krew. Muszę z tym skończyć! - Czemu tak ci zależy? - zainteresowała się. – Przecież podobno nie chcesz rządzić? Uśmiechnął się jakby z rozmarzeniem. - Bo kocham ten kraj. Jest niewielki, ale naprawdę nie¬zwykły. Pamiętam Broitenburg mojego dzieciństwa. Pano¬wał wtedy mój dziadek, ludziom dobrze się żyło. Moi kuzyni Sprawdź - Czy nie wyciągasz zbyt daleko idących wniosków? - spytał oschle Mark. - Ona jest siostrą Lary. - Właśnie. Czy to nie zdumiewające? Jak siostry mogą być tak różne? Lara olśniewała urodą. - Tammy, to jest, Tamsin, też nie jest brzydka. - Nie, właściwie nie... Ale to ubranie! I te piegi! - Chodźmy na kolację - zaproponował Mark, ucinając dalszą dyskusję, i podał jej ramię. - A nie chcesz poczekać na tę małą z buszu? - Nie ma takiej potrzeby - od strony drzwi odezwał się zdumiewająco opanowany głos, choć pobrzmiewało w nim coś złowieszczego. - Ta mała z buszu już tu jest. Mark odwrócił się i zamarł. Jak ona to zrobiła w ciągu piętnastu minut?! Tammy Dexter w wytartych dżinsach i spłowiałej bluzce znikła. Na progu salonu stała panna Tamsin w jedwabnej małej czarnej, skrojonej z wyrafinowaną prostotą. Sukienka miała głęboko wycięty dekolt, ledwo zaznaczone rękawy i była naprawdę krótka. Dzięki temu widać było długie opa¬lone nogi, a wysoko sznurowane, czarne sandałki powodo¬wały, że nogi te wydawały się jeszcze dłuższe... Tammy wyszczotkowała włosy i teraz jej twarz otaczała połyskliwa, ciemna chmura miękkich drobnych loczków. Dyskretny makijaż podkreślał kontur wielkich piwnych oczu, a delikatna szminka ożywiła lekko kolor ust. Tammy wyglądała oszałamiająco!