względu na obecność Theodore’a Montague’a. On jednak zdawał się

przyznał. Uśmiechnęła się smutno. 130 JEDNA DLA PIĘCIU Kochała go. Jack był w błędzie myśląc, że nie potrafi odróżnić pożądania od miłości. Kochała go całym sercem, całą duszą. Kochała go ponad życie. Jego synów też kochała. Wszystkich czterech. I tak bardzo chciała, żeby jej uwierzył. Jack zamrugał oczami i przyciągnął ją do siebie. - Myślałem, że śpisz - zamruczał. - Spałam. Przez chwilę, kiedy ją przytulił, Malinda miała nadzieję, że będą się kochać, Jack jednak znowu zamknął oczy i zaczął miarowo oddychać. Rozczarowana i znudzona zaczęła palcem rysować wzory na jego bluzie. W górę, w dół, pętle i kółka. Jack ani drgnął. Przesunęła palec nieco niżej. Nabrała nadziei, kiedy pod dotykiem jej ręki mięśnie brzucha Jacka napięły się. Spojrzał na nią półprzymkniętym okiem. - Co robisz? - Nic - odparła niewinnie. http://www.beton-dekoracyjny.edu.pl Z tego pośpiechu strącił na podłogę leżącą na biurku stertę listów. Przeklinając swą niezdarność ukląkł i zaczął je zbierać. Nie był z natury wścibski, ale nie mógł nie zauważyć, że koperty wyglądały jak JEDNA DLA PIĘCIU 9 rachunki. We wszystkich celofanowych okienkach widniało nazwisko Malindy Compton. - Jack Brannan czeka na ciebie w gabinecie. Zmarszczywszy lekko brwi Malinda spojrzała na swoją wspólniczkę. - Jack Brannan? Mówił, o co chodzi? Cecile wzruszywszy ramionami zamknęła szufladę kasy.

potrzebne Malindzie. Może czołowa lobotomia, ale nie ćwiczenia. Od oddechów brzusznych bolały ją wszystkie mięśnie, a na niewiele to się zdało. Wciąż sztywniała, gdy Jack podchodził do niej bliżej niż na pół metra. A dzisiaj miała z nim spędzić cały dzień - sam na sam! Sprawdź Większość dziewcząt śniących o karierze tancerki marzy o roli Giselle, tytułowej bohaterki baletu, który obok Jeziora łabędziego i Dziadka do orzechów należy do stałego repertuaru szanujących się teatrów. Laura jednak jest skromna w swych pragnieniach. Dla niej szczytem szczęścia byłaby rola Mirty. - Nie, brakuje nam Giselle - mówi Julien Rousselin. Laura wciąż nie dopuszcza do siebie jedynego możliwego wyjaśnienia faktu, że zatrzymał ją po lekcji. - Trzy miesiące to trochę mało na nauczenie się roli od początku - ciągnie nauczyciel - ale nie jest to nie możliwe. Laura nie wytrzymuje napięcia. - Ja? - pyta z niedowierzaniem. - Sądzi pan, że mogłabym...? - A jak ty myślisz? - Nie wiem... Nie jestem pewna, zwłaszcza po tym moim dzisiejszym koszmarnym jęte. Ale... bardzo bym chciała spróbować. Julien Rousselin uśmiecha się. - Każdej tancerce wcześniej czy później zdarza się wylądować na pupie - mówi, poklepując ją przyjacielsko po ramieniu. - A ty w dodatku zrobiłaś to całkiem sprawnie. Laura wie, co mistrz ma na myśli. Umiejętność padania w ten sposób, żeby chronić stawy i ścięgna, jest u tancerzy równie istotna, jak trzymanie właściwej pozycji i poprawne wykonywaniu skoków i figur. Giselle, myśli rozmarzona. Rola, w której występowały największe primabaleriny, Anna Pawłowa, Alicia Alonso, Carla Franci... - Zrobię wszystko, żeby nauczyć się tej roli - mówi pośpiesznie, w obawie że mistrz się rozmyśli. 14 Tym razem Laura podjeżdża pod dom Greenwoodów punktualnie o dwunastej. Już następnego dnia po rozmowie z Julienem Rousselinem rozpoczęły się codzienne próby do Giselle. Czasu było na tyle mało, że mistrz nalegał, by ćwiczyć również w weekendy, ale na prośbę Laury zgodził się, by sobotnie próby, podczas których jej obecność będzie konieczna, odbywały przed południem. Tej soboty rozpoczęli o dziewiątej, a skończyli po wpół do dwunastej. Laura, nie chcąc tracić czasu, nie wzięła prysznica, nawet się nie przebrała, narzuciła tylko na trykot sięgający do połowy uda T - shirt. Próba była tak wyczerpująca, że w czasie półgodzinnej jazdy Laurze nie udaje się ochłonąć. Zanim wysiada z samochodu, zerka we wsteczne lusterko. Wygląda okropnie. Włosy, zwinięte na karku w kok, w czasie próby zdążyły się przetłuścić i lepią się do głowy. Trudno, nic z tym nie zrobi. Będzie musiała poczekać do popołudniowej drzemki swojej podopiecznej i wtedy zrobi ze sobą porządek. Wysiada z samochodu i, jak na złość, pierwszą spotkaną osobą jest ktoś, komu najmniej chciałaby się pokazywać w takim stanie - brat Grace. Dopiero później, kiedy po zamienieniu z nim kilku chaotycznych zdań biegnie do połączonego z holem salonu, gdzie - jak ją poinformował - czeka na nią jego matka, przez głowę przebiega jej myśl, że spotkanie z nim nie było przypadkowe. W zachowaniu chłopaka było coś, co nasuwa jej przypuszczenie, że na nią czekał. Ale może tylko sobie to roi? Zresztą nie pora, żeby o tym myśleć.