To, co przeczytała, okazało się tak okropne, że litery zatańczyły jej przed oczyma. Musiała podejść do światła i mocno trzymać kartkę, by skończyć odczytywać wiadomość.

Pochylił głowę, kryjąc uśmiech. - Powiadasz więc, że chciałabyś wejść w spółkę. Z dwudziestoma procentami udziału? - Tak jest. Warunki nie podlegają negocjacjom. - Gloria zacisnęła dłonie. - Przejąłbyś zarządzanie hotelem. Masz znakomitą opinię. Przytaknął z uśmiechem. - Jeśli można zadać pytanie, dlaczego wspólnik i dlaczego teraz? - To nie zależy ode mnie. Po prostu hotel nie przynosi już takich zysków jak dawniej. - Lokalizacja? - Tak, to główna przyczyna. Ale też w mieście jak grzyby po deszczu wyrastają nowe hotele. - Znała te słowa, te przyczyny, na pamięć. Sto razy powtarzała je w myślach. - Jeżeli frekwencja nie wzrośnie, nie będę w stanie dalej prowadzić hotelu. St. Charles zacznie podupadać. - Możesz opuścić ceny. - Już to zaczęłam robić, stopniowo, od kilku lat. Ale gości nie przybywa, a ja mam coraz mniejsze zyski. Standard się obniża. Muszę coś z tym zrobić. - Rozumiem. Upadek St. Charles byłby tragedią. Niewiele jest miejsc z tak wspaniałą tradycją. - Spojrzał jej bacznie w twarz. - Czy to już wszystkie przyczyny? - Nie. - Wstała i podeszła do okna. Popatrzyła na przejeżdżające auta. - Jak wiesz, prowadzenie hotelu to nieustanna odpowiedzialność. - Praca na pełnym etacie i nadgodziny - dodał. - Albo nienormowany czas pracy. - Dobrze to ująłeś. - Spojrzała na niego. - A ja chcę się zaangażować w nowe przedsięwzięcie. Mam na oku znacznie mniejszą, ale obiecującą nieruchomość. Uniósł brwi. - Sądząc po twoich oczach, to coś nietypowego. - Bardzo. Ale pochłonie masę czasu. I wymaga inwestycji. - Nie potrzebujesz może wspólnika? Zaśmiała się. Zaczynała czuć sympatię dla swojego rozmówcy. http://www.badaniamediow.pl/media/ Clemency zdziwiła się, jak bardzo uśmiech rozjaśnił to surowe oblicze. - Pańska siostra będzie zachwycona - odparła. Przez moment ujrzała w jego oczach nieco ciepła, ale po chwili odwrócił się w stronę lokaja, który oznajmił, że w gabinecie oczekuje na niego pan Frome. Na te słowa markiz wyszedł. - Moja droga, uważam, że jesteś bardzo rozsądną kobietą - rzekła z uznaniem lady Helena. Dlaczego wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Lysander potrzebuje towarzystwa równie jak Arabella? Z wolna zaczyna już dziczeć na tej prowincji, a kłopoty sprawiły, że wygląda mizernie. Jeśli kuzynowi Fabianowi nie uda się go rozweselić, to przynaj¬mniej odciągnie go trochę od interesów i ponurych myśli. Co do Oriany Baverstock, może przyjazd tutaj dobrze jej zrobi. Kiedy na własne oczy przekona się, jak podupadł majątek Candoverów, zapewnię zastanowi się nad związkiem z mar¬iażem. - Dziękuję, milady - odparła Clemency i schyliła się, by pogłaskać Millie, która spała obok niej na kanapie. - Ciekawi mnie jedna rzecz, kochanie, a mianowicie czy nie zechciałabyś zostać guwernantką Arabelli? Oczywiście tylko przez jakiś czas, powiedzmy, do końca roku, jeśli uda się nam przekonać lady Fabian, by przyjechała wraz z Dianą. - Ależ... ale ja... - wyjąkała dziewczyna, nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać. Proszono ją, by zamieszkała pod tym samym dachem, co jej niedoszły narzeczony! - Wiem, że może się pani obawiać pracy z tak krnąbrną osóbką, ale naprawdę, panno Stoneham, nie oczekuję cudów. Jeśli uchroni pani moją bratanicę przed wpadnięciem w ra¬miona lokalnych dzierżawców, już samo to będzie dla mnie powodem do zadowolenia. Arabella potrzebuje bardziej towarzyszki i bratniej duszy niż nauczycielki, przynajmniej tak mi się zdaje. - Pani bratanek miałby inne zdanie - stwierdziła Clemen¬cy. - Nie przepada zbytnio za mną. I to jedna z zalet tego planu, pomyślała chytrze lady Helena. Uważała, że to prawdziwe zrządzenie Opatrzności. Taka młoda i piękna dziewczyna jest zagrożeniem dla każdego domu, gdzie przebywają podatni na niewieście wdzięki młodzieńcy. - Lysander zawsze postępuje wedle własnego uznania - zgodziła się z nią. - Ale jego nastawienie nie powinno cię obchodzić. To ja płacę guwernantkom Arabelli. - Mimo wszystko, proszę pani, wolałabym uzyskać jego zgodę. Muszę to też przedyskutować z kuzynką Anne. Obiecałam zamieszkać u niej przez lato, jest taka smutna po śmierci kuzyna Roberta. Lady Helena uśmiechnęła się łaskawie. Niepojęte, by przedkładać uczucia wdowy po pastorze nad własne interesy!

się złośliwie. - Paskuda, paskuda, paskuda! - zanuciła. Scott otworzył usta, by udzielić córce reprymendy, ale jej blada twarzyczką i drżące usta rozczuliły go. Po raz kolejny poczuł wszechogarniającą rozpacz; uczucie, które od śmierci żony towarzyszyło mu niemal nieustannie. Z trójki dzieci to Sprawdź R S licja, by poinformować nas o tym, co się stało. Zapomniałem o liście. Siedem lat przeleżał w kieszeni marynarki! Znalazłem go dopiero dzisiaj rano. Willow zachwiała się. Scott pomógł jej utrzymać równowagę. - Nie jesteś odpowiedzialna za śmierć Chada, skarbie. Nigdy nie byłaś za nią odpowiedzialna! Willow kręciło się w głowie, - Proszę, pokaż mi kopertę. Z radością odkryła, że koperta nadal była zaklejona. Nie potrafiła uwierzyć we własne szczęście! Spojrzała na Scotta i uśmiechnęła się do niego przez łzy.