przypominał sobie, że jest żonaty.

- Po prostu w to nie wierze. - Cissy spojrzała na nia wojowniczo. -Chyba ¿e... doswiadczyłas tego, co ci ludzie, którzy omal nie umarli. -Popatrzyła na Marle uwa¿nie. - Wiesz, 369 to cos takiego, co zmienia osobowosc i sposób myslenia i sprawia, ¿e ludzie staja sie lepsi. - Miejmy nadzieje - usmiechneła sie Marla i otworzyła ramiona. - ¯artujesz, prawda? - Nie. No, chodz. - O Bo¿e! - Cissy, wzdychajac przesadnie, wstała i pozwoliła sie uscisnac. Marla przytuliła ja mocno. - Obiecuje, ¿e teraz bedzie ju¿ zupełnie inaczej, kochanie. - Mamo, nie składaj obietnic, których nie bedziesz w stanie dotrzymac - powiedziała Cissy, ale Marla czuła, ¿e jej córka dr¿y, jakby walczyła ze wzruszeniem, jakby nie potrafiła do konca zaufac kobiecie, która dała jej ¿ycie. - Zobaczysz. - Marla ucałowała ja w czoło. -I wsiade na tego przekletego konia. W ten czy inny sposób. http://www.auto-miarka.net.pl - Sadze, ¿e... - Prosze, Nick, mo¿esz to dla mnie zrobic? - spytała i zobaczyła, ¿e jego oczy pociemniały, jakby pod wpływem silnego uczucia. Miesien drgnał w jego twarzy. Zacisnał usta, przygladajac jej sie uwa¿nie. - Jestes pewna? - Tak. - Marla nie miała nastroju do kłótni. Ledwo mówiła, ból w ustach stawał sie naprawde nie do zniesienia. - 224 Gdybym... gdybym czuła, ¿e istnieje jakies realne zagro¿enie, to wierz mi, sama chciałabym wrócic do szpitala. - Byłas bliska smierci - upierał sie Nick. Wzdrygneła sie i wyszeptała:

ostatniej bójki. Zapalniczka szczęknęła i oboje zapalili papierosy. Płuca Rossa wypełnił kikotynowy dym. - Pewno nie masz przy sobie niczego do picia? - zagadnął. - Kurczę, już dawno nie miałem w ustach whisky ani tequili, ani nawet cholernego piwa. - Trzymaj się z dala od alkoholu, dobrze? - Mary Beth odwróciła lusterko, żeby móc w nie spoglądać. - Nie pakuj się w żadne kłopoty, Ross. Nie mam zamiaru zajmować się wyciąganiem braciszka z mamra. Sprawdź - Nic. Niczego nie pamiętam. To było dawno temu. 190 - Ramón? - znów odezwała się Aloise i zwróciła na Shelby swoje ciemne, udręczone oczy. - Ramón? - powtórzyła. - Jego tu nie ma, madre. Pamiętasz? - Vianca nerwowo zaciągnęła się papierosem, a potem wypuściła kłąb dymu. - Czasami wszystko jej się miesza. - Shelby, wyjdź! - wołał Ross, głośno waląc w drzwi. - Hej, czy ty i ja nie możemy być przyjaciółmi? - On jest pijany - stwierdziła Vianca i rzuciła podniesionym głosem: - Ja nie żartuję. Zadzwonię po policję, jak się stąd nie wyniesiesz, i to już! - Mowy nie ma. - Ross się roześmiał. Vianca zaklęła soczyście po hiszpańsku, a Shelby przyglądała się wnętrzu małego domu, jego schludnemu umeblowaniu i ołtarzykowi ku czci Ramóna. - Hej, co ty masz przeciwko mnie, Vianca? Ja tego nie zrobiłem, wiesz? Jestem wolnym człowiekiem. - Wolnym człowiekiem, który wkracza na teren prywatnej posiadłości! Och, na miłość Matki Boskiej! - Vianca