- Czy to ty poprosiłeś prokuratora okręgowego o wycofanie oskarżeń

Usiadła w fotelu. Poczuła się jak intruz, kiedy znów zadzwonił telefon. Zgodnie z procedurą pozwoliła włączyć się automatycznej sekretarce. - Cześć, kotku - odezwał się delikatny głos. - Podobno wprowadziłeś politykę dostępności. Kapuję. Bóg wie, że tutaj nie ma z kim pogadać. Szkoda twojej pociągającej córki. Ale nie żal mi twojej byłej. Quince, na ulicy mówi się, że ktoś ma twój numer. Nie martw się, kochasiu. Postawiłem na ciebie w więziennym totku. Sto do jednego - to mój styl. Do dzieła, dziewczyno! Życie jeszcze nie było takie zabawne. Dzwoniący odłożył słuchawkę. Glenda pomyślała, że ten telefon był dobry, wystarczająco długi, żeby go namierzyć. Co prawda założenie podsłuchu niczego nie dowiodło, chyba poza udokumentowaniem faktu, że wielu więźniów czyta gazetki więzienne. Połowa dzwoniących z przyjemnością podawała swoje nazwiska i nazwę więzienia. Wyszła z gabinetu i spostrzegła Quincy'ego w kuchni. Stał z małą walizką podróżną w ręku i patrzył na automatyczną sekretarkę. - Nagrywamy wszystko - wyjaśniła mu. - Jak jeden do stu. - Zerknął na nią z ukosa. - Biorąc pod uwagę liczbę ludzi, których wsadziłem do więzienia, zasługuję chyba na coś więcej. - Mam kopię tego ogłoszenia. Chcesz je obejrzeć? - Glenda wolała profesjonalne podejście do sprawy. Poszła do gabinetu. Kiedy wróciła, zobaczyła, http://www.audi-a5.com.pl podtrzymywaniem życia, wstrząsnął nim raz jeszcze. Quincy poruszył się z trudem. – Przyjechałem jak najszybciej – powiedział, ujmując rękę Mandy. Uścisnął ją delikatnie. Żadnej reakcji. Przyglądał się drobnym, bladym palcom spoczywającym bezwładnie w jego dłoni. Dziwne, że różowe paznokcie rosną dalej, chociaż reszta ciała obumiera. Przypomniał sobie jej dziecięce paluszki ściskające go za kciuk. Zupełnie jakby to było wczoraj. – Nie rozumiem – odezwała się Bethie za jego plecami. – Myślałam, że masz dość. – Jak mogłem nie przyjechać, Bethie? Zawsze chciałem być przy tym, kiedy się zdecydujesz. – Kiedy się zdecyduję na co? Quincy odwrócił się. Wciąż trzymał dłoń Mandy, ale patrzył na byłą żonę. Na jej twarzy malowało się autentyczne zdziwienie. Poczuł skurcz w żołądku. Gdzieś w środku zalewała go fala zimna. – Dzwonił ktoś ze szpitala. Postanowiłaś odłączyć aparaturę podtrzymującą. ..

- A może jednak? Wiesz, nie miałem zamiaru robić tego tak wcześnie. Chciałem zaczekać do dnia, w którym w histerycznym nastroju przyszłabyś do mnie po śmierci Kimberly. Wtedy miałem ci powiedzieć, jak bardzo nienawidziła ciebie i Mandy. Dziewczyny nigdy nie cierpiały z powodu ojca, tylko przez ciebie, Bethie. Wszystko przez ciebie - byłaś słaba, nadopiekuńcza, nie umiałaś wybaczać. Sprawdź ale czuła, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Andrews popatrzył na nią. Kimberly odruchowo też skierowała wzrok na Rainie. - Nie! - krzyknęła Rainie, ale było już za późno. Kiedy tylko Kimberly przestała patrzeć na Andrewsa, on z całej siły uderzył ją lewą ręką w przedramię. Kimberly krzyknęła. Pistolet wypadł jej z dłoni. Rainie poderwała swoją broń, ale w tym momencie broń Andrewsa już była w nią wycelowana. - Ufam, że będziesz rozsądniej sza - powiedział, wykręcając Kimberly rękę za plecy i zasłaniając się dziewczyną jak tarczą. Rainie skinęła głową. Powoli odłożyła pistolet na dywan. W tym czasie spojrzała na dużą czarną torbę. Po co mu taka duża torba? Co mógł w niej przynieść? - Kopnij go w moją stronę.