nie byłby zachwycony tym porównaniem.

Odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Było wspaniałe. Zerknął przez ramię, wykonał obraźliwy gest w kierunku wartownika na wieży strażniczej i po cichu powtarzał „pieprzcie się”, mając na myśli wszystkich wkurzających go więźniów, każdego gnoja strażnika, a zwłaszcza drania, który był ich przełożonym i rządził więzieniem niby jakiś cholerny król. - Daj już spokój - mruknął do siebie i splunął na nierówny beton podjazdu. Wyszedł na wolność. Tylko to się liczyło. I nigdy tu nie wróci. Obiecywał to sobie każdego ranka, kiedy budził się, patrzył w sufit i czuł w nozdrzach smród tego miejsca. O nie. Już wolałby umrzeć, niż ponownie trafić za kratki. Ciągnąc za sobą zabrudzoną torbę ze swoim skromnym dobytkiem, podszedł butnie do podniszczonego kombi, ukrytego w cieniu muru strażnicy. Za kierownicą, paląc papierosa i słuchając jakiejś jękliwej piosenki country, siedziała ostatnia osoba na tej planecie, na którą mógł liczyć: Mary Beth Looney, jego dwukrotnie rozwiedziona młodsza siostra. W jednej ręce trzymała papierosa, a drugą miarowo bębniła w kierownicę. Nie miała na palcu ślubnej obrączki. To akurat było dobrą nowiną, bo jeśli chodziło o facetów, gust miała fatalny. - No, wreszcie - powiedziała przez otwarte okno. Włosy, jasne jak słoma, okalały jej twarz niechlujną plątaniną, ale były błyszczące i miękkie, bez ciemnych odrostów, z gęstą grzywką. - No wiesz, rządy działają wolno. Jak się masz. Mary Beth? 30 - Jestem zmęczona. - Ładnie wyglądasz. Na pomalowanych morelową szminką ustach pojawił się lekki uśmiech. Mary wepchnęła papierosa do kącika ust. - Szkoda, że o tobie nie da się tego powiedzieć. http://www.aranzacja-wnetrz.info.pl/media/ spazmatycznie na jego głowie czuła, ¿e nic ju¿ jej nie powstrzyma. Nick całował ja, piescił i głaskał, rozpalajac ja do białosci. - Nick, och Nick, prosze- - wyszeptała urywanym głosem, chcac wiecej, jeszcze du¿o wiecej. Nick zsunał sie ni¿ej, przesuwajac czubkiem jezyka po gładkiej skórze jej brzucha, zatrzymujac na kilka długich jak wiecznosc sekund w cudownym zagłebieniu jej pepka. W 410 koncu uklakł, obejmujac dłonmi jej posladki, i wtulił twarz w miekkie loki u zbiegu jej nóg. - Teraz, kochanie - wymruczał, muskajac oddechem jej wra¿liwa skóre.

skubały trawę, a ich boki błyszczały w ostatnich promieniach słońca. - I? - Och, równie dobrze mógłbyś rzucać śnieżkami w ogień. - Wobec tego będziemy musieli spróbować czegoś innego. - Jestem zwarta i gotowa. Spojrzał na nią przeciągle. Sprawdź alkoholem i mydłem. Ich języki rozpoczęły swój namiętny taniec. Nevada odpiął Shelby stanik i jej piersi wypełniły mu dłonie. Szorstkimi od pracy opuszkami zapamiętale pieścił jej sutki. Świat zaczął wirować, dźwięki zza wzgórza przycichły. Shelby odwzajemniała szalone pocałunki. Pragnęła go. Teraz. Na zawsze. Albo chociaż na tę chwilę. To nie miało znaczenia. Pocałował ją w zagłębienie szyi i coś w niej się zmieniło, pękła tama, która dotąd hamowała żądzę. - Trzymaj się, Shelby - wyszeptał i przesunął się niżej. Przesuwał język po już nabrzmiewających sutkach. Zadygotała i się wyprężyła. Zsunął jej majtki, rzucił je na bok, a potem dotykał wprawnymi palcami, otwierał, masował to czułe miejsce w środku, a ona wiła się i krzyczała. W rozkoszy zmieszanej z nutą bólu chciała więcej, o wiele więcej. - Nevada - szepnęła ochryple. Świat wirował wokół jak szalony i Shelby miała wrażenie, że wszystko, czego chce, to mieć go teraz w sobie. - Rozluźnij się, kochanie. - Och Boże, nie mogę... - Zamknęła oczy. Przełknęła ślinę. Czuła narastający w niej spazm. Nevada przewrócił ją