- On cię obserwuje - powiedział stanowczo Quincy. - Jakiś mężczyzna

pracy w pomiętych garniturach i nie wykrzykiwali zdań w stylu „To zabawa dla pieprzonych smarkaczy!" - Agencie Montgomery... - Chwileczkę! - Quincy zaskoczył wszystkich. Podniósł rękę, oszczędzając Montgomery'emu przykrego wykładu. - Powiedz to jeszcze raz. - Telefony - Montgomery powiedział przeciągle, jakby pozostali byli głupcami. - Nieważne jest, kto telefonuje, ale dlaczego to robi. Glenda Rodman rozsiadła się wygodnie. Przytakiwała. Randy Jackson ziewał. - Montgomery ma rację - zgodził się technik. - Jeśli to jakiś haker, to z łatwością zdobył twój adres i numer z firmy telekomunikacyjnej. Jeśli zaś ktoś całkiem przypadkowo wszedł w posiadanie twojego numeru, to adres mógł zdobyć z tak zwanego odwrotnego spisu telefonów. Tak czy inaczej znajomość numeru telefonu oznacza znajomość adresu domowego. - Cudownie - powiedział Quincy. Jakoś nie mógł poskładać tego wszystkiego do kupy. Kolejny znak, że ostatnio zupełnie nie był sobą. Znów zaczął odczuwać ból w skroniach. Ranek, południe, wieczór. Zgryzota jest jak kac, którego nie można się pozbyć. Dlaczego telefony? Oczywista odpowiedź była taka, że ktoś chciał się do niego dobrać. Prawdopodobnie ktoś z jakiejś dawnej sprawy. Psychopaci http://www.aranzacja-wnetrz.edu.pl/media/ 219 Tamten mężczyzna roześmiał się. - Zabawne - powiedział - ale Bethie i Mandy nie postąpiły w ten sposób. Quincy mocno zacisnął rękę na słuchawce. - Pierce - odezwał się tamten - koniec przerwy. Jeśli nie wrócisz po ojca, będę musiał zabić kogoś innego. Masz godzinę na to, żeby złapać samolot do Wirginii. - Chyba nic z tego nie będzie. - Wobec tego sprawię, że jej śmierć będzie długotrwała i wyjątkowo bolesna. - Nie możesz tknąć mojej córki. - Nie mam zamiaru karać Kimberly. Jedź na lotnisko, agencie specjalny Pierce'ie Quincy. Pozostało ci już niewielu przyjaciół. I powiedz pannie

okropnie trząść? I dlaczego poczuła się tak bardzo samotna? Wzięła pistolet. Poszła na stanowisko. Włożyła słuchawki wyciszające i okulary ochronne. Pudełko amunicji. Zapach kordytu w powietrzu. Zapach jej młodości, a w dłoni przynoszący otuchę ciężar glocka ze stali nierdzewnej. 77 Tarczą ustawiała w odległości piętnastu metrów. Roznosiła w strzępy Sprawdź - To moja córka, Rainie. Już tylko tyle mogę dla niej zrobić. A teraz chodź. Ja stawiam. - Co? 20 - Kolację. Tu jest za gorąco. Poza tym musisz się jakoś ubrać. - Bądź pewien, że pójdę w koszulce na ramiączkach. A ponieważ stawiasz, idziemy do Oba. 2 Dzielnica Pearl, Portland Wystarczył jeden wieczór spędzony razem w mieście, żeby wrócili do swoich dawnych ról. Quincy zjawił się w mieście i zaprosił ją na kolację. Świetne jedzenie: przekąski z krewetek, tuńczyka i enchilada z masłem orzechowym. Quincy wypił dwa kieliszki słynnego koktajlu daiquiri podawanego