– Nikogo. – Montoya nie piśnie ani słowa jedynemu policjantowi, którego nie znosił. Nie

Za późno. Czuła, jak jej ciało zapada się w materac, gdy napastnik westchnął z zadowoleniem. Wyobraziła sobie, jak się uśmiecha, chociaż niczego nie widziała, powieki tak strasznie jej ciążyły... W otumanionym umyśle tańczyły strzępy myśli, urywki strachu. Wpatrywała się w mrok, usiłowała dostrzec osobę, która przygważdża ją do posłania. Ale było za ciemno. Zbyt wiele wysiłku kosztowało zachowanie przytomności. Musi się przespać. Uległa przemożnej pokusie i zamknęła oczy. Napastnik wstał. Fortuna usiłowała się poruszyć. Nie mogła. Nie drgnęła, kiedy ściągał jej przez głowę skąpą koszulkę nocną. O Boże, zgwałci mnie, pomyślała, ale zdała sobie sprawę, że wcale się tym nie przejmuje. Jej serce biło coraz wolniej... Narkotyk krążył we krwi. Powróciły modlitwy dzieciństwa, słowa, których nie wypowiadała od lat. Ojczenasz, któryś jest w niebie... Poczuła, że ją ubiera. Jakby Bóg od razu zareagował. Czerwony ból pod powiekami zdradzał, że napastnik zapalił światło i zakłada jej coś przez głowę, wsuwa dłonie w rękawy. Poco? To szaleństwo. http://www.amatorzyna.pl/media/ Już miał zawrócić do Culver City, gdy jego wzrok przyciągnęła szczupła ciemnowłosa kobieta w żółtej sukience i okularach przeciwsłonecznych. Stała na przystanku. I co z tego, pomyślał w pierwszej chwili. Ale kiedy ją mijał, zobaczył jej profil i serce stanęło mu w piersi. Ten nos, ten podbródek... To, jak trzymała torebkę, stojąc przy ławce ze wzrokiem utkwionym w autobus nadjeżdżający w kłębach błękitnego dymu. Podniosła dłoń do czoła, żeby zasłonić oczy. Zupełnie jak Jennifer. Przypomniały mu się słowa Shany: kochała cię. Zaskoczyła go wtedy i nie skomentował tego. To szaleństwo, podpowiadał zdrowy rozsądek. To nie ona. Wiesz, że to nie ona. Siła sugestii, ot co! Jednym okiem szukał miejsca do zaparkowania, drugim co chwila zerkał w lusterko, na przystanek.

– A co nowego u ciebie? Zebrała resztki odwagi, postanowiła, że powie mu to prosto z mostu i niech się dzieje, co chce, ale akurat w tym momencie Hairy S usłyszał coś na zewnątrz i zaczął szczekać jak szalony. – Cicho bądź! – zawołała. Bentz znowu się roześmiał. – Bomba. Dzwonisz po to, żeby kazać mi się zamknąć. Sprawdź – Ma go Fernando... och, Fernando. Gdzie on jest? – Gniew przerodził się w autentyczny strach. – Nie wiem, pani Salazar. Ale mamy pani samochód. – Gdzie? – Wydawała się bardzo zaskoczona. – Na parkingu policyjnym. Szukamy w nim dowodów. – Czego? – Niewykluczone, że ma związek z trzema morderstwami. – Co? – Nadal patrzyła na Bentza, ale jej wrogość się ulotniła, przynajmniej częściowo. – Zabójstwa? – Tak. Kto zazwyczaj jeździ tym wozem? – No... ja. Hayes spojrzał na podjazd – stał tam pikap z plandeką na pace i błyszczący lexus. – A to czyje?