Myślał, że wygrał. Myślał, że ją pobił. Słyszała jego rozbawienie, w głowie dźwięczał jej jeszcze jego śmiech. Spotykał się z Glorią; córka oznajmiła jej to hardym, wyzywającym tonem. Ale Gloria nic nie rozumiała, nie dostrzegała Bestii ukrytej pod piękną powłoką. Jak zawsze, to ona musi pokazać córce prawdę, by ją ratować. Zadrżała, czując lodowaty dreszcz pełznący po plecach. Victor Santos jeszcze za wszystko zapłaci. Ona ma przyjaciół, ludzi, którzy za pieniądze chętnie jej pomogą. Zawsze pomagali. O tak, Victor Santos będzie błagał o wybaczenie. Pożałuje, że ośmielił się stanąć jej na drodze. CZĘŚĆ VII Raj ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY Nowy Orlean, Luizjana, 1996 Chop Robichaux był jedną z tych atrakcji Dzielnicy Francuskiej, która pozostaje ukryta przed oczami turystów jako lokalna osobliwość, nieznana nawet mniej wtajemniczonym mieszkańcom. Chyba że ci obracali się w mrocznym podziemiu płatnego seksu, gdzie szukali najrozmaitszych podniet i perwersji. Owi amatorzy występku oczywiście znali Chopa - sprytnego, obrotnego człowieka interesu, o którym powiadano, że zawsze spada na cztery łapy i że za pieniądze zaspokoi najbardziej nawet chorobliwą fantazję. Teraz Chop gotów był dostarczyć informacji o Śnieżynce. Santos odłożył słuchawkę i popadł w zamyślenie. Chop powiedział mu, że jeśli chce schwytać mordercę, powinien przyjść natychmiast do jego klubu przy Bourbon Street. Oczywiście Santos wiedział, jak mętną postacią jest Robichaux i nie ufał mu ani trochę. Jeśli jednak ktokolwiek w Dzielnicy mógł wiedzieć na temat Śnieżynki więcej, niż wiedział sam Santos, był nim nie kto inny, tylko właśnie Chop. W końcu młode prostytutki to jego działka. - Kto dzwonił? Santos popatrzył przez ramię na Glorię, rozłożoną w poprzek łóżka, na wpół przykrytą zmiętym prześcieradłem. Uśmiechała się. Była tak piękna, że jej uroda zapierała dech w piersiach. Miłość z nią wymykała się wszelkim opisom. Wszystko blakło wobec tego, jak się czuł, kiedy złączony z nią wznosił się na szczyty uniesienia. - Wybierzesz się na przejażdżkę? - zapytał, z truciem opanowując podniecenie. - Jasne. Dokąd? - Do Dzielnicy Francuskiej. Na spotkanie ze starym przyjacielem. Podniosła się, wyczuwając, że coś jest nie tak. - Stary przyjaciel? - zapytała i odgarnęła z twarzy potargane włosy. - Co za jeden? Pochylił się i pocałował ją, mocno, po czym niechętnie oderwał się od niej. - Opowiem ci w samochodzie. - Znam miejsce na Burgundy, gdzie dają zabójczą margeritę. Do tego wspaniałe chipsy i salsa. Co ty na to? http://www.abc-budownictwa.net.pl - Nadszedł czas pokuty, Hope St. Germanie. Czas rozliczenia. Jesteś coś winna Lily i musisz zapłacić. Odwróciła się na pięcie i uciekła szybko przez hol. Przystanęła dopiero przed lustrem. Wpatrywała się w swoje odbicie, rozmyślając gorączkowo nad sposobem wybrnięcia z sytuacji. Hotel wart jest ledwie marną część tego, co niegdyś. Miała trochę pieniędzy na prywatnym koncie, ale to, plus wpływy z St. Charles, zaledwie wystarczało na życie. Zycie na określonym poziomie, ma się rozumieć. Musiała mieć na zaspokojenie swoich potrzeb - zwłaszcza że niektóre jej potrzeby okazały się wyjątkowo kosztowne. Jak domek z kart, myślała. Ruszysz jeden element i rozpada się wszystko. Co robić? - Jest jeszcze inne wyjście... - odezwał się Santos za jej plecami. Teraz mówił cicho, ledwie go usłyszała. Oszołomiona, spojrzała na niego w lustrze. - Jakie? - Prawdę mówiąc, nie zależy mi na pieniądzach. Nie interesuje mnie ani ten luksusowy dom, ani hotel... Powoli odwróciła ku niemu twarz, niepewna, czy aby znowu z niej nie kpi. Nie. Był śmiertelnie poważny. - Nie wierzę ci. - Interesuje mnie wyłącznie Lily. - Przecież ona nie żyje. - Żyje pamięć o niej. Żyją moje do niej uczucia. Chciałem dać jej coś, co było dla niej najważniejsze na świecie. Ale nie udało mi się. - O czym mówisz?
- Nie przeczytałem go, kochanie. Mówił do niej „kochanie"? Po tym wszystkim, co mu powiedziała? Mimo tego, co zrobiła? - Obawiam się, że nie rozumiem. - Kręciło się jej w głowie. Jeszcze chwila i zemdleje. - Nie przeczytałeś go? Spoważniał. Sprawdź - Już rozmawiałam z dziewczętami Ramsgate’ów - przy¬pomniała mu nerwowo, jako że spotkanie okazało się dla niej wielce upokarzające. Pani Ramsgate, na pozór aż nadto zatroskana, w głębi duszy napawała się jej udręką. Nieprędko wybaczy córce tę kompromitację. - Czy panna Clemency utrzymywała kontakty z kimś z seminarium? Pani Hastings pokręciła przecząco głową. W istocie od dłuższego czasu stało się to dla nich kością niezgody, bowiem matkę irytowało w najwyższym stopniu, że córka nie robi nic, by podtrzymać cenne znajomości z Milton Academy. Na przykład taka Agnes Cartwright, bogata panna z dobrego domu, z którą Clemency dzieliła pokój. Pani Hastings była pewna, iż osóbka z takim pochodzeniem musi być też czarująca, ale panna przemądrzalska zdecydowała, że Agnes się jej nie podoba. - Oszukuje w karty - powiedziała. Nawet jeśli to prawda, co z tego? Przecież pochodzi z wyższych sfer. Wszyscy wiedzą, że ach moralność mierzy się inną miarą. Z pewnością warto stracić trochę pieniędzy, a w zamian za to zostać zaproszonym do Cartwrightów!? Ale Clemency nawet się o to nie starała. - Czy pani mąż miał krewnych, do których mogłaby pojechać? - padło następne pytanie prawnika. - Nie znam nikogo z tamtej rodziny, chociaż chwileczkę... Był jeden taki starszy kuzyn, Robert. - Tak? - To pastor. - Czy panna Clemency mogła się u niego zatrzymać? - Umarł ponad rok temu, a wdowa po nim przepro¬wadziła się. - Rozumiem. Wie pani dokąd? Niestety, pani Hastings nie pamiętała. Nie była nawet pewna, gdzie mieszkał wielebny Robert Stoneham. - Czy lubił pani córkę?