- I rozumiem, że twoja siostra się w nią wdała?

Latarnika, Geografa oraz na Ziemi. Ptaki przylatywały nie wiadomo skąd, a potem odlatywały w sobie tylko wiadomym kierunku i celu. Ich życie było nieustanną wędrówką. Mały Książę lubił te odwiedziny i zawsze go one cieszyły. Nalewał wówczas wody do wygasłego wulkanu, aby ptaki mogły odpocząć i ugasić pragnienie. - Bycie ptakiem jest dla ptaka z pewnością czymś zwykłym, ale dla mnie jest czymś niezwykłym - powiedział kiedyś Mały Książę do Róży. - Czy dlatego czasem nie chce być sobą i pragnie się być kimś innym? Róża jednak nie odpowiedziała. Była zbyt przejęta obawą, że któryś z ptaków mogłyby trzepotem skrzydeł zburzyć jej jakże staranne ułożenie płatków. Podczas odwiedzin ptaków Róża najbardziej lubiła, kiedy zrywały się do odlotu, by odfrunąć w przestworza. Róża była zbyt dumna, by zdradzić, iż obawia się, że ptaki znowu mogłyby zabrać ze sobą Małego Księcia. Dobrze pamiętała ból rozłąki, jakiego niedawno doświadczyła. Podziwiała jednak w Małym Księciu troskliwość, z jaką zajmował się zmęczonymi lub rannymi ptakami. Kiedy odleciały, Róża zamyśliła się na głos: - Cieszę się, że jestem różą a nie ptakiem... - Ja też się z tego cieszę - szybko i bardzo ciepło dodał Mały Książę. - Innego dnia Mały Książę rozważał na głos: - Dlaczego dorośli często bywają bardzo dziwni i śmieszni? I dlaczego nie potrafią zrozumieć wielu prostych rzeczy? Róża wsłuchiwała się w rozmyślania Małego Księcia, ale nic nie mówiła. - Może niektórzy dorośli nigdy nie byli dziećmi? - zastanawiał się w dalszym ciągu Mały Książę. - Bo chyba nie http://www.abc-budowadomu.org.pl - Naprawdę? - ucieszyła się Tammy. Wyglądał jak zachwycony ojciec... Więc się udało. - Nie wiem, co się za tym kryje i co on chce przez to wygrać, ale jedno jest pewne, nie może usynowić dziecka bez twojej zgody. Rozmawiałam z prawnikami. Książę bę¬dzie musiał przysłać ci papiery do podpisania. Zastanów się, ile możesz zażądać za zrzeczenie się praw do opieki nad Henrym. Dobrze to rozegraj. Musisz wyczuć, jak bardzo mu na tym zależy. Tammy wpatrywała się w ciemność. - Wiesz, mamo, oprócz pieniędzy są na świecie jeszcze inne rzeczy - powiedziała powoli. - Oddałam Markowi Henry'ego z własnej nieprzymuszonej woli. Isobelle wściekła się - Ależ ty jesteś głupia! Mogłaś się dobrze ustawić, a za¬miast tego będziesz do końca życia łazić po drzewach jak małpa. Idiotka! - Wiem, zawsze mi to powtarzasz - skwitowała Tammy i rozłączyła się. Nie mogła zasnąć. Wstała, ubrała się, wsiadła do roz¬klekotanej furgonetki, która od lat służyła zespołowi Douga, i udała się do najbliższej stacji benzynowej, odległej o go¬dzinę jazdy. Przerzuciła kolorowe magazyny na stojaku i znalazła to, czego szukała. W jednym z tygodników wid¬niało zdjęcie Marka, który podnosił do góry roześmianego Henry'ego. Obaj wyglądali na bardzo szczęśliwych. Ona też była szczęśliwa, chociaż po twarzy spływały jej łzy i kapały na otwartą gazetę. Miała rację. Dokonała wła¬ściwego wyboru. Tylko że to tak strasznie bolało... Gdy książę przyjechał, Tammy siedziała na drzewie. - Hej, masz gości! - zawołał z dołu Doug, po czym wycofał się z uśmiechem. Podejrzewał, że przyjdzie mu stracić najlepszego pra¬cownika, ale był gotów pogodzić się z tym. Miesiąc wcześ¬niej Tammy wróciła z Europy dziwnie milcząca i blada. Ze zbyt wieloma ludźmi w życiu pracował, by nie rozpoznać symptomów. Miłość. A ten przystojniak z dzieckiem na rę¬ku, który spytał go, gdzie może znaleźć Tammy, wyglądał jak przyczyna tej przypadłości, a jednocześnie lekarstwo na tę dziwną chorobę.

Co też mu przychodziło do głowy? Siostra Lary przecież nie może mnie interesować w najmniejszym stopniu, po¬myślał gniewnie. - Nie wie pani, gdzie leży Broitenburg? - oburzył się Charles, na co ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej beztro¬sko. Miała nad nimi przewagę. Całe dziesięć metrów. Nic nie mogli jej zrobić. - Nigdy nie byłam dobra z geografii. Zresztą i tak za¬kończyłam edukację szkolną, gdy miałam piętnaście lat. Niechęć Mark do tej kobiety jeszcze wzrosła. Nie dość, że siostra Lary, to jeszcze prawie analfabetka. Coraz lepiej. - Broitenburg leży między Austrią a Niemcami - ob¬jaśnił wyniośle Charles. - Chyba kiedyś coś mi się obiło o uszy. To jedno z tych małych księstewek? Sprawdź Cóż to była za kolacja! Suflet z łososia, kurczak w ma¬ladze, tarta pigwowa, a na deser absolutnie niebiańskie be¬zy, dosłownie rozpływające się w ustach. Tammy nigdy nie próbowała takich pyszności. Tak przyrządzonego kurczaka mogłaby jeść nawet co wieczór i nieprędko by się jej znudził. I to otoczenie... Ogromna jadalnia na kilkadziesiąt osób, pozłacane sztukaterie na ścianach i suficie, pąsowe draperie, marmurowy kominek, portrety dostojnych przodków, świe¬ce, kryształy, srebra, wyrafinowana kompozycja z kwiatów i owoców na rzeźbionym kredensie... Wszystko to mogło wywrzeć piorunujące wrażenie na kimś takim jak ona. Prze-niosła spojrzenie na Marka i natychmiast pomyślała, że ża¬den splendor i bogactwo nie są w stanie wywrzeć na niej większego wrażenia niż ten mężczyzna. Wystarczało jedno jego spojrzenie, by wstrzymywała oddech. Zwłaszcza, gdy się uśmiechał... Tak, jak teraz. - O czym myślisz? - zagadnął. - O tym, co się stało z tymi przepiórkami, które mie¬liśmy zjeść - skłamała na poczekaniu. - Dlaczego? - Bo lubię przepiórki. Nie w sensie kulinarnym. Lubię je żywe. Jak byłam mała, znalazłam jedną, a właściwie jed¬nego, poranionego i bez skrzydła. Zaopiekowałam się nim, nazywałam go Piórek. Teraz mam do nich sentyment. - Nie chcesz więc jeść krewnych Piórka? - Wolałabym nie. Nawet jeśli ty miałbyś na to wielką ochotę. Mark uśmiechnął się, odstawił filiżankę po kawie, pod¬niósł się zza stołu i podszedł do Tammy, by odsunąć jej krzesło. Znowu nie wiedziała, jak się zachować. Nikt nigdy nie odsuwał jej krzesła, bo i po co? Skoro łazi po drzewach, to chyba potrafi bez pomocy wstać od stołu? Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ta właściwie absurdalna grzeczność była całkiem przyjemna... Nawet bardzo, po¬nieważ dzięki temu Mark znalazł się tuż przy niej. Jego dłoń niechcący musnęła jej nagie ramię, a suknia zaszele¬ściła, ocierając się o jego spodnie... Zrobiło się jej gorąco. - Nie musisz myśleć o tym, na co ja miałbym ochotę - odparł. - Od jutra będziesz jadać sama, ja wracam do domu. A ten znowu swoje! W jednej chwili ogarnęła ją zimna furia.